Majowe spotkania autorskie


Pod koniec maja urządziliśmy sobie z chłopakami "Majówkę"-  taką późną i intensywną. Mieliśmy ku temu wspaniały powód, ponieważ dostałam zaproszenie od dwóch bibliotek w Warszawie oraz Specjalnego Ośrodka Szkolno-Wychowawczego w Kole, by zaprezentować dzieciom swoją twórczość.

Nie powiem, troszkę się tremowałam- ostatnie moje spotkanie autorskie odbyło się ponad rok temu, gdyż z racji wieku moich maluchów dałam sobie na jakiś czas spokój z tego typu wydarzeniami. Jednak Krzyś skończył już roczek a Wojtusiowi niedługo stukną trzy lata- uznaliśmy więc, że już jest "ten czas"- i ruszyliśmy w Polskę.
Dosłownie ruszyliśmy, bo w ciągu pięciu dni odwiedziliśmy Warszawę, Gostynin, Koło, Poznań i Wrocław- w Gostyninie i we Wrocławiu pragnęłam bowiem spotkać się z dawno niewidzianymi przyjaciółmi. W Gostyninie mieszka dziewczyna, z którą od kilkunastu lat korespondujemy listownie, a Wrocław to miasto, gdzie przez dwa lata studiowałam i jest mi bardzo bliskie, poza tym mieszka tam sporo osób, które darzę sympatią. Poznań odwiedziliśmy, bo po prostu jeszcze tam nie byliśmy- i mimo ograniczonego czasu i krótkiego spaceru wiemy już, że chcemy tam wrócić. Poza tym pospacerowaliśmy po każdym z miast, w których się zatrzymaliśmy- była nam potrzebna taka wyprawa. Nie każdy wie że z mężem prowadziliśmy Fotospacery, gdzie zamieszczaliśmy zdjęcia z naszych podróży... Na razie strona stoi w miejscu, bo mimo że nie siedzimy wciąż w domu, to jednak na wszystko brakuje nam czasu- a już na pewno na prowadzenie tej strony... Choć liczę, że się to kiedyś zmieni i ją rozruszamy, bo dusze podróżników w nas wcale nie umarły, a ten wyjazd utwierdził nas w przekonaniu, że Wojtuś z Krzysiem potrafią znieść wiele- i czerpać z tego frajdę nie mniejszą niż my!

Przechodzę jednak do rzeczy, a mianowicie do spotkań ;) W obu filiach Biblioteki Publicznej w Warszawie przyjęto nas wspaniale. Panie otoczyły opieką moje dzieci, organizując im kącik do zabawy oraz poczęstunek, a mój mąż mógł robić zdjęcia bądź zajmować się książkami, gdyż chętnych na zakup było bardzo wielu! Jeszcze raz dziękuję pani Dorocie za propozycję przyjazdu- to było dla mnie bardzo cenne i miłe doświadczenie. Dzieciaki były bystre, wesołe i chętne do współpracy. Z entuzjazmem uczestniczyły w zaproponowanych przeze mnie zabawach. Było super!









 Troszkę inna sytuacja miała miejsce w Kole- tam przyjechałam do Specjalnego Ośrodka Szkolno-Wychowawczego im. Świętego Mikołaja, który jest organizatorem Ogólnopolskiego Konkursu "Moja Opowieść o Świętym Mikołaju". Brałam w nim udział dwa lata temu gdzie zajęłam pierwsze miejsce- i wtedy nie przyjechałam po odbiór nagrody będąc w zaawansowanej ciąży i z małym Wojtusiem. Ale obiecałam, że wezmę udział w kolejnej edycji. Słowa dotrzymałam i znów udało mi się wygrać- i znów nie przyjechałam bo tym razem Krzyś był malutki. Po jakimś czasie dostałam telefon od pani Krystyny Wasilewskiej- wicedyrektor SOSW w Kole- była bardzo wzruszona faktem, że nie przyznałam się nigdy, że piszę książki dla dzieci i mimo to wzięłam udział w organizowanym przez nią konkursie. Wtedy obiecałam, że tym razem już na pewno przyjadę w odwiedziny. I udało się tego dokonać! Nigdy, przenigdy nie spodziewałam się takiego przyjęcia... Piękne dekoracje, przygotowany specjalnie na tę okazję spektakl "Włos" w którym zagrali wychowankowie... Nie chcecie wiedzieć jaka byłam wzruszona. Na miejscu czekała lokalna telewizja a dzieci wręcz oblegały mnie by kupić ode mnie książkę lub zdobyć podpis dla siebie lub bliskich... Spotkanie było inspirujące, choć bardzo krótkie- jednak nasza wizyta w Ośrodku była znacznie dłuższa. Zostaliśmy ugoszczeni po królewsku- to niesamowite że moja wizyta była dla dzieci i nauczycieli taką radością, a moje dwie bajki, napisane na konkurs przez nich organizowany- tak lubiane. Nie ma dla mnie lepszej motywacji by wciąż się rozwijać i pisać jeszcze lepiej i ciekawiej.
Na jednym ze zdjęć możecie zauważyć, jak podpisuje książkę a Wojtuś na mnie leży- chwilami nie było łatwo. I mnie, i mojemu mężowi, który musiał ogarniać to wszystko, i dzieciom. Czasem czas się im dłużył, maluchy nie rozumiały, że mam do wykonania jakieś obowiązki. Jednak wierzę, że to była dla nich równie ważna lekcja- poza tym mogą zobaczyć mamę w swoim żywiole- a pasja to coś, czym chcę zarazić chłopców. Tak samo jak ciekawością świata i podróżowaniem- także po polskich bibliotekach- a na to mam nadzieję mieć szansę dzięki pisaniu. I dzięki Wam!









Część zdjęć należy do mnie a część udostępniam dzięki uprzejmości Biblioteki Publicznej w Warszawie i SOSW w Kole.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Dlaczego nie lubię Kici Koci?

Krecik pokazuje skąd się biorą dzieci

Nareszcie są! Moje książeczki =) Seria Do Uszka Maluszka

Ważna życiowa lekcja- "Nie pójdę z nieznajomym"