I znowu serie książkowe!

Jakiś czas temu pokazywałam Wam kilka serii dla dzieci. Od tamtego czasu każda z nich powiększyła nam się o nowe tytuły. 
"Pettson i Findus" ostatnio zeszli na dalszy plan z powodu tego, że w naszym domu nieustannie przybywa książek- i o niektórych czasem zapominamy. Myślę jednak, że wkrótce znów nastanie u nas szał na tę serię. Ja osobiście przy "Torcie urodzinowym" ubawiłam się do łez. Polecam też części "Kiedy mały Findus się zgubił" i "Findus się wyprowadza", a także Pettsonowo-Findusowy audiobook. Wojtuś go uwielbia.
"Misia Marysia" była ostatnimi czasy w Biedronce i tym sposobem mamy w domu większą próbkę tytułów tej serii. Wojtuś je lubi, ze mną różnie bywa. W poprzednim poście raczej na nic nie narzekałam, teraz uważam, że czasem niektóre sytuacje są opisane dość niejasno i nie wszystkie słowa/zdania są trafione. Tak czy inaczej wiem, że wiele rodziców i dzieci ceni te książki- są przynajmniej jakąś alternatywą dla Kici Koci ;)
"Franklinów" natomiast w naszej biblioteczce mamy w tej chwili bez liku i nie przeszkadza nam to dodatkowo w wypożyczaniu kolejnych tytułów tej serii z biblioteki. Niektóre książeczki mają bardziej nowoczesne, kreskówkowe ilustracje- jednak treść nadal jest naprawdę bardzo fajna. Nie przekonują mnie tylko części z ilustracjami komputerowymi- ich nie mamy i nie wypożyczamy. Wszystkie inne z czystym sercem polecam =)

Dziś przyszła jednak pora na kolejne serie. Zapraszam =)

Basi raczej nikomu przedstawiać nie trzeba. To dziewczynka która ma kilka lat, dwóch braci i właściwie przeżywa takie zwyczajne, codzienne "przygody" które mają za zadanie pomóc dziecku w poruszaniu się w codziennych lub takich bardziej stresujących sytuacjach. Wiem, że niektórzy rodzice narzekają na ilustracje- są specyficzne, to fakt. Momentami niedbałe, kredkowe, połączone z (chyba) malowanymi farbami i mazakami. Ja je lubię, Wojtuś raczej też. Szczególnie uwielbiam styl rysowania postaci przez panią Mariannę Oklejak- ich miny, ciała "w ruchu", w różnych pozycjach... Widać że zna się na rzeczy. Kupuję je całkowicie.
Co innego opowiadania- z nimi bywa różnie. Seria o Basi raczej skierowana jest do starszych przedszkolaków, jest tam dość dużo treści, czasem bardziej skomplikowanych problemów lub konfliktów. Ja czytam te książki z Wojtusiem już od kilku miesięcy i nie są dla niego za długie lub zbyt trudne, po prostu wynosi z nich tyle ile na obecną chwilę jest w stanie. Jednak mnie, jako osobę dorosłą, momentami trochę drażnią niektóre słowa lub zdania- czasem mam wrażenie, że nie wszystko jest potrzebne, że autorka nieraz bardzo chciała przepchnąć jakieś treści które dziecku do niczego się nie przydadzą, wymiana zdań między dorosłymi- o byciu szowinistą chociażby- nie zawsze to kupuję. Delikatnie irytuje mnie czcionka w tych książkach- zarówno wydanych przez LektorKlett jak i Egmont (chyba że to teraz to samo?), ale przede wszystkim- sama osoba Basi. Wierzę że autorka chciała pokazać dziewczynkę-łobuziarę, która nie jest "księżniczkowa" tylko taka z krwi i kości. Jednak dla mnie jest w niej coś denerwującego. Mam wrażenie że jest wiecznie niedojedzona- po prostu aż do obrzydzenia wałkuje temat słodyczy i żelków, jakby to był dla niej najważniejszy temat na świecie (i jeszcze ten słodyczowy dzień...), no i wciąż jest naburmuszona i zła- wiem że w wieku przedszkolnym to dość normalne, bo sama mam trzylatka który lubi pokazywać humory, ale jednak są urwisy, które wzbudzają sympatię. Basia mojej sympatii nie wzbudza. Tak czy inaczej dostrzegam zalety tej serii i mimo wszystko lubię czytać ją Wojtusiowi. Nie mamy w domu żadnej części, wypożyczamy ją z biblioteki (poznaliśmy około dziesięciu tomów), dlatego nie mam zdjęć ze środka, bo zanim wpadłam na pomysł tego wpisu oddaliśmy książki- ale bez problemu je znajdziecie wpisując chociażby w google słowo "Basia" ;) Pojawiła się także ekranizacja jej przygód- na pewno kiedyś z chęcią obejrzę ją z moimi chłopcami.



"Żabek i Ropuch" to także nasze biblioteczne odkrycie. Jak dotąd poznaliśmy trzy części tej serii i Wojtuś bardzo je polubił. Książeczki są niewielkiego formatu, na każdej stronie znajduje się kilka małych ilustracji utrzymanych w stonowanych, zielono-brązowych barwach, rozdziały są krótkie a czcionka duża- przez co czyta się je bardzo przyjemnie i błyskawicznie. To bardzo ciepłe i nieskomplikowane opowiastki o parze przyjaciół, które naprawdę mogę polecić z czystym sercem- niby trochę o niczym, a jednak potrafią zainteresować dziecko, często pojawiają się w nich powtarzające się frazy- bajkę o zgubionym guziku Wojtuś wypróbował na żywo i szukaliśmy guzika wszystkimi autkami i pluszakami. Polecam gorąco ;)







Kolejna seria to "Pan Kuleczka". Te książki również wypożyczamy z biblioteki, i jak dotąd poznaliśmy trzy części: pierwszą- bez podtytułu, a także "Skrzydła" i najnowszą- "Skarby". Dziwna jest sprawa z tą serią. Jest bardzo ciepła, z delikatnym humorem (ale niestety według mnie rozumianym bardziej przez rodziców niż dzieci), ale taka właściwie o niczym- bardziej filozoficzna, rodzinna- i trochę przydługawa i nudnawa. Mnie czyta się ją dobrze- jest pisana bardzo zgrabnie, pięknym językiem, jednak nie dziwię się, jeśli dziecko będzie znużone. Wojtuś dwie pierwsze części bardzo polubił i często mnie prosił o ich czytanie- dlatego gdy zobaczyliśmy najnowszą część na półce w bibliotece, bez wahania ją wypożyczyliśmy. Jest mi bardzo przykro, że jednak mu nie podeszła- co zdarza się bardzo rzadko. Wojtuś jest już niezwykle cierpliwym czytelnikiem i dużo jest w stanie znieść- i widziałam jego zdziwienie i rozczarowanie, gdy przystąpiliśmy do czytania "Skarbów". Wytrzymał przez 2/3 książki. Po tym czasie powiedział: "Już nie chcę, mamuniu". I nie dziwiłam mu się. W trakcie czytania starałam się zaciekawić go tonem głosu, próbowałam nawet skracać zdania- niestety sama byłam znudzona. Część ta sprawdziłaby się jako coś lekkiego do poczytania pod kocem przy kominku- idealnie. Ale najlepiej dla dużo, duuuuużo starszego czytelnika niż trzylatek.
Za to ilustracje w tej książce są magiczne. Takie miękkie, ciepłe, aż chciałoby się je przytulić ;) W żadnej innej części nie urzekły mnie aż tak, jak w tej. Choć pani Elżbieta Wasiuczyńska w każdym "Panu Kuleczce" pozostawiła przepiękny ślad.











"Mądra Mysz" za to jest chyba taką naszą serią naj naj. Pierwszy tytuł kupiłam będąc jeszcze w ciąży. Książki te są mądre, ciekawe, szczegółowo i ładnie ilustrowane i pouczające. Tytułów jest mnóstwo- począwszy od poznania zawodów, maszyn, pracy na roli czy budowie, aż przez części o Zuzi lub Maksie którzy mierzą się z problemami dotyczącymi każdego malucha. My poznaliśmy wiele przygód Zuzi (Maksa nie mieliśmy okazji) i bardzo je lubimy. Wojtuś pokochał te książki mając niewiele ponad dwa lata, ale myślę, że najlepiej sprawdzą się dla dzieci od lat trzech- informacje w nich zawarte, szczególnie w tytułach o zawodach czy maszynach, potrafią być naprawdę skomplikowane i tekstu jest więcej niż choćby w takiej "Kici Koci" czy "Misi Marysi". Jednak jest to najczęściej wyciągana i samodzielnie przeglądana przez Wojtusia seria. Książeczki są tanie, poręczne, lekkie, można je ze sobą wszędzie zabrać i będzie sporo czytania ;) My bardzo lubimy mieć je ze sobą podczas wyjazdów. Polecam całym sercem.





























A Wy? Znacie? Lubicie? Macie jakieś inne spostrzeżenia? Jestem bardzo ciekawa!






Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Dlaczego nie lubię Kici Koci?

Krecik pokazuje skąd się biorą dzieci

Nareszcie są! Moje książeczki =) Seria Do Uszka Maluszka

Ważna życiowa lekcja- "Nie pójdę z nieznajomym"