W jaki sposób nauczyłam Wojtusia znajomości liter?






Moje dziecko właśnie skończyło 17 miesięcy. Od kilku zna wszystkie litery, a większość z nich potrafi nazwać (nie jest jeszcze w stanie wymówić C, G, L, S, R, Z). Jak my to zrobiliśmy?
Mimo mojego pedagogicznego wykształcenia nie mam zapędów by sadzać dziecko przed tablicą i wykładać mu lekcji ;) Wszystko przyszło zupełnie naturalnie a Wojtuś po prostu sam okazał zainteresowanie literkami, więc ja starałam się podsuwać mu coraz to nowsze i atrakcyjniejsze ich formy. Teraz potrafi rozróżnić już prawie bezbłędnie różne czcionki liter a także nazwać te, które sama rysuję przy nim w zeszycie. Uwielbia taką zabawę. Bo właśnie o to w tym wszystkim chodzi- to ma być ZABAWA!
Zaczęliśmy od tego, że Wojtuś siedząc na nocniku trochę się nudził i niecierpliwił. Z pomocą przyszły nam wtedy "Moje pierwsze słowa" (WiR). Początkowo pokazywałam mu tylko zwierzątka, bawiłam się nimi przed jego oczami, wydawałam dźwięki jakimi się posługują oraz mówiłam wierszyki. W zestawie znajdują się jednak również samogłoski, i to od nich się zaczęło. Wojtuś sam się nimi zainteresował i bawił, a ja mu je nazywałam (do kompletu dołączona jest także książka zawierająca propozycje zabaw nawet z takimi maluszkami jak Wojtuś wtedy- ok. 7 miesięcy). 
Po niedługim czasie nauczył się wszystkich samogłosek- kupiłam więc literki piankowe do kąpieli. Cały myk polega na tym, że pod wpływem wody przyklejają się one do powierzchni wanny i dziecko ma niesamowitą frajdę. Nasze literki są mega kolorowe i martwiłam się trochę, czy to nie przeszkodzi mojemu synkowi w skupieniu się na ich właściwym kształcie a nie wzorkach. Początkowo trochę tak było- odróżniał je od siebie przede wszystkim po kolorach, jednak szybko przestał to być dla niego problem, bo równolegle z tymi literkami miał na ścianie i lodówce zupełnie zwyczajne literki- magnesy, które również mu nazywałam, gdy się nimi bawił- szybko sam zrozumiał, że to ta sama literka, niezależnie od tego, jaki ma kolor. 
Na samym końcu zaczęła się fascynacja książkami z alfabetem- mamy takie dwie. Dosłownie przyszedł dzień i Wojtuś oszalał na ich punkcie. Przeglądał je samodzielnie dziesiątki razy w ciągu dnia a mnie przynosił setki razy do czytania. Nasze czytanie polega na tym, że pokazuję literę, nazywam ją i nazywam wszystkie przedmioty, również pokazując każdy palcem. I tyle wystarcza mojemu dziecku do szczęścia. Czasem podpytywałam Wojtusia o niektóre literki, aż wreszcie sam przeglądając "czyta na głos"- pokazuje paluszkiem i nazywa to, co widzi i oczywiście potrafi nazwać, nawet gdy ja siedzę gdzieś obok. Coś wspaniałego.
Posiadamy również karty z "Kapitana Nauki" do czytania globalnego- również je polecam. Na razie czytanie globalne u nas raczej nie jest praktykowane, jednak karty są w ciągłym użyciu- Wojtuś przegląda je i nazywa to, co widzi na obrazku. Czasem mu je odwracam i pokazuję napis- na szczęście jest on również na stronie z obrazkiem, więc mam nadzieję, że dzięki temu również w jakiś sposób się opatrzy i będzie mu później łatwiej przyswoić całą tę magię związaną z czytaniem.
Poniżej prezentuję zdjęcia z krótkimi opisami naszych pomocy dydaktycznych ;)

"Mój pierwszy alfabet" Wyd. Klett- od dawna jest już wyprzedany, jednak ja tak długo polowałam na niego na Allegro i OLX, że wreszcie udało mi się go kupić. Książka ma kartonowe strony i cudowne, wyszywane ilustracje- ja zakochałam się w niej od pierwszego wejrzenia, Wojtuś od drugiego- ale za to na zabój. Warto poświęcić trochę czasu i postarać się ją wyszperać- mnie udało się kupić ją w stanie idealnym za dosłownie kilkanaście złotych. Polecam całym sercem.






"My first Alphabet" wyd. Really Decent Books- książkę kupiłam w TK Maxxie jeszcze przed urodzeniem Wojtusia. Chyba za 20 zł. Również ma kartonowe strony i proste, bajecznie kolorowe ilustracje. Jest mniejszego formatu od poprzedniej i do każdej literki przypasowany jest jeden obrazek, ale Wojtuś ją uwielbia. Literki czytam mu po polsku, po polsku nazywam także przedmioty- nie zamierzam mu na razie mieszać w główce angielskim słownictwem. Wszystko przed nami ;)
Polecam!







Karty obrazkowe od Kapitana Nauki: Jak widzicie, nasze są w ciągłym użyciu- pogryzione, uślinione ale kochane przez mojego Wojtusia całym sercem. Zwierzęta wiejskie zakupiłam jeszcze przed jego urodzeniem i mają one inną szatę graficzną oraz są wykonane z innego papieru niż te wprowadzone na rynek później- jak np. nasze Pierwsze słowa- i bardziej mi one pasują. Nie są już jednak raczej nigdzie dostępne. Tak czy inaczej jedne i drugie są trwałe i spełniają swoją rolę- polecam z czystym sumieniem. W każdym z pudełek znajduje się książka z zabawami i jest ona bardzo pomocna. Tak jak pisałam wcześniej, każda karta jest dwustronna- z jednej strony znajduje się obrazek z podpisem, a na drugiej sam napis. Doskonałe wprowadzenie do zabaw w czytanie globalne.






"Moje pierwsze słowa" Wyd. WiR: Zestaw ten podpatrzyłam w przedszkolu specjalnym w którym byłam nauczycielką. Jest świetny. Trzeba sobie najpierw samemu przygotować pomoce- wypchnąć wszystkie obrazki i litery (co czasem niestety nie jest proste) i pociąć wyrażenia dźwiękonaśladowcze- ale to wszystko warte jest zachodu. My nie korzystamy jeszcze z wyrażeń dźwiękonaśladowczych (są malutkie i z miękkiego papieru), jednak obrazki i literki są w ciągłym użyciu. Wykonane są bardzo porządnie z grubej, lakierowanej tektury i w naszym przypadku przetrwały już niejedną kąpiel w wannie czy w... ehh, toalecie. Myłam je i suszyłam a one nadal jakoś żyją. Z tyłu każdego obrazka jest wyrażenie dźwiękonaśladowcze które można później przypasowywać do tych napisanych na miękkich karteczkach.
Polecam, od tego się u nas wszystko zaczęło! I z dumą muszę powiedzieć, że moje 15- miesięczne dziecko potrafiło już określić każdy obrazek odpowiednim dźwiękiem. A zaczynaliśmy od zera. Naprawdę warto bawić się z maluchami w ten sposób!!!





To są nasze literki piankowe do kąpieli- wspaniała zabawka która przy okazji wpaja maluchom do głowy kształt literek. Są pstrokate, przyciągają uwagę i są porządnie wykonane- a do zestawu dołączony jest worek, który wisi sobie zawsze nad wanną, nikomu nie przeszkadza, a po skończonej zabawie pozwala utrzymać literki w jednym miejscu a one sobie powoli obciekają z wody.
Jak tu nie kochać?



A to nasze magnesy- na obu zdjęciach Wojtuś miał 12 miesięcy. Te na lodówce to prostokąty na białym tle- jednokolorowe, proste literki których w zestawie było po kilka sztuk, dzięki czemu można tworzyć napisy. Te na ścianie (mamy pomalowaną farbą magnetyczną) są jednokolorowe i "wycięte"- w zestawie były małe i wielkie litery, ale za to są podwójne- trochę mało do tworzenia słów. Ale na razie nam to wystarcza.



A Wy jakie macie doświadczenia w tym zakresie? Wasze dzieci też kochają literki tak jak Wojtuś? =)
Dajcie znać czy ten wpis Wam się przydał.

Komentarze

  1. O! Te literki do kąpieli są genialne! Pędzę szukać!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ale super! Bardzo się cieszę, że mogłam czymś zainspirować =)

      Usuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Dlaczego nie lubię Kici Koci?

Krecik pokazuje skąd się biorą dzieci

Nareszcie są! Moje książeczki =) Seria Do Uszka Maluszka

Ważna życiowa lekcja- "Nie pójdę z nieznajomym"